Wpis w inkubatorze

Zdarza się Wam w czasie pracy na komputerze przełączyć jakiś program do trybu pracy w tle i kompletnie zapomnieć, że go w ogóle uruchomiliście? Ja wielokrotnie spycham na dalszy plan wypakowywanie zzipowanych uprzednio plików i potem ze zdziwieniem orientuję się, że są już „gotowe”. Wówczas sięgam po nie i wykorzystuję zgodnie z zamiarem, zadowolona, że są do użytku w momencie, kiedy potrzebuję.

W ciągu kilku miesięcy istnienia bloga odkryłam, że na podobnej zasadzie działa moja wena twórcza. Wpada mi do głowy jakiś temat – pojawia się główna koncepcja, którą szybko spisuję, żeby nie umknęła, po czym odkładam szkic „do szuflady” i zapominam o nim. Tymczasem zajęta rozwiązywaniem bieżących problemów lub myśleniem o niebieskich migdałach nie mam pojęcia, że dojrzewa on jakby w tle moich świadomych myśli (w podświadomości?), by powrócić niespodziewanie za jakiś czas w pełniejszej formie. Zaskakuje jak pop-up pojawiający się nie wiadomo skąd, zaburzając aktualny tok myślenia. Nie pozostaje wtedy nic innego, jak tylko spisać naprędce nową myśl, aby nie uciekła. Zdarzało mi się robić notatki na ten sam temat w pracy, w domu, na przypadkowych karteluszkach, czy w telefonie – a potem zbierać w jedno miejsce cały materiał roboczy.

Bywa, że na minutę przed zaśnięciem wpada mi do głowy genialna myśl (a przynajmniej za taką ją uważa mój zasypiający mózg) i po omacku szukam telefonu, żeby szybko zapisać hasłowo, czego dotyczy. Nazajutrz sprawdzam, czy rzeczywiście pomysł był doskonały (czasem w ogóle nie wiem, o co mi właściwie chodziło przed paroma godzinami :)), ale często podobna myśl już nie powraca i gdyby nie notatka, mogłabym stracić szansę na rozpatrzenie jakiegoś pomysłu. Nie zawsze jednak jest możliwość skorzystania z pamięci zewnętrznej (np. na basenie), wtedy wymyślam jakieś mnemotechniki, żeby nie uleciały z pamięci krótkotrwałej przynajmniej zanim wyjdę z wody 😉

Dokładnie tak powstawała większość moich wpisów. Nigdy nie miałam za to okazji pisać na zlecenie, czyli na czas i wtedy obserwować dynamikę procesu twórczego. Może da się go wywołać albo przyspieszyć? Z praktyki wiem, że postanowienie sobie: „napiszę o tym dziś” nie daje w moim przypadku takich efektów jak wtedy, gdy przeczekam, aż pomysł „wypłynie” sam kiedy będzie gotowy.

To odkrycie zachwyciło mnie pomimo, że teorie dotyczące przebiegu procesu twórczego nie były mi obce. Jednak nigdy wcześniej nie poddawałam szczególnej obserwacji zjawiska wykluwania się moich własnych pomysłów i dopiero teraz świadomie doświadczyłam go „na własnej skórze” (czy też może bardziej na własnych neuronach).

Nie na darmo więc przed podjęciem trudnych decyzji warto „przespać temat”, bo mimo, że nie będziemy aktywnie myśleć czy nawet śnić o problemie, po przebudzeniu otrzymamy nowe spojrzenie na sprawę, a temat będzie już przepracowany. Podobnie zasadne jest „dawanie sobie czasu”, gdy nie jesteśmy pewni jak postąpić. Nie wiadomo wprawdzie kiedy i jak, ale po upłynięciu bliżej nieokreślonej czasowo „przerwy inkubacyjnej” uzyskamy w końcu odpowiedzi na swoje pytania, gdy mózg wyśle sygnał, że to już. Czyż to nie fascynujące?!

Najoptymistyczniejszym wnioskiem dla mnie jest fakt, że sami jesteśmy źródłem najlepszych rozwiązań swoich problemów. Inni mogą nas wprawdzie inspirować, podpowiadać, służyć radą i doświadczeniem, ale to my sami najlepiej ocenimy swoje siły i wygenerujemy pomysły na miarę swoich możliwości. Macie podobne spostrzeżenia?

Jak to jest u Was, gdy nagle „wpadacie” na świetny pomysł?

Magda

Ten wpis został opublikowany w kategorii Inne i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

2 odpowiedzi na „Wpis w inkubatorze

  1. Hania pisze:

    Tekst przypomniał mi pewien klasyk:

    Miło jest sobie pomyśleć, że choć trochę jesteśmy podobne do Kasi Nosowskiej 🙂 Tylko ona siada i coś musi/powinna napisać, a my piszemy, kiedy chcemy.

Dodaj komentarz